podjąłem trop

– Dzwonię w sprawie […].
– Aaa.
Bingo.
– Czy mogę zapytać, jakie pokrewieństwo państwa łączy?
– Pokrewieństwo? Jestem jego matką.
– Czy ktoś już o nim z panią rozmawiał?
– Tak.
– A więc wie pani o wypadku.
– Tak.
– Bardzo mi przykro.
To zadziwiające, ile razy wypowiadałem te słowa. …wystarczająco często, żeby brzmiały jak wytarty frazes.
– Dziękuję – odpowiedziała.
– To musiał być dla pani szok.
Cisza.
– Tak.
– Czy syn z panią mieszkał?
– Nie. Straciłam z nim kontakt.
– Dawno?
– Co dawno?
– Jak długo go pani nie widziała?
– Nie wiem. Pięć lat.
– Ale rozmawiała pani z nim?
– Nie.
– Czym się zajmował?
– Zajmował? Dlaczego pan pyta? Zginął w wypadku. Tak mi powiedzieli. Jakie to ma znaczenie, czym się zajmował?
Skończmy tę rozmowę.
Nie skończyła. Nie rozłączyła się – słychać było jej płytki,chrapliwy oddech. Palaczka. Pewnie wdowa albo rozwiedziona. Straciłam z nim kontakt, powiedziała beznamiętnie. Nie: straciliśmy. Wydawała się rozdrażniona rozmową z niespodziewanym natrętem, ale też chyba pochlebiało jej moje zainteresowanie. Może nie miała ochoty odpowiadać na pytania, ale nie mogła się zmobilizować do odłożenia słuchawki. Jeszcze nie.
– Proszę Pani, czy syn miał jakieś kłopoty z prawem?
– Co?
– Czy był kiedyś aresztowany?
– O czym pan mówi? Co to ma być? O co pan mnie pyta? Mój syn był dobrym człowiekiem. To ona była przyczyną wszystkich jego problemów.
– Ona?
– Jego żona. – Słowo „żona” wypowiedziała w taki sposób, że brzmiało jak najgorsze wyzwisko świata.
– Co to były za problemy?
– Depresja. Alkohol. Niech pan spróbuje żyć z dziwką.
– A więc mieli problemy małżeńskie?
– Ona miała każdego mężczyznę, który na nią spojrzał. Była śmieciem. Nie wiem nawet, czy mój wnuk…
– Czy wciąż byli małżeństwem?
– Nie.
– Kiedy się rozwiedli?
– Mówiłam panu. Jakieś pięć lat temu.
Nie mówiła mi. Powiedziała, że mniej więcej wtedy straciła kontakt z synem.
– Więc zaczął pić.
– Rozłączam się. Nie będę tu siedziała i mówiła źle o zmarłym.

Nie zdążyłem. Nie chciałem dzwonić raz jeszcze. Nie chciałem, żeby zaczęła traktować mnie jak natręta. Może kiedy uda mi się zdobyć jakiekolwiek potwierdzenie, że to wszystko mistyfikacja. Może uda mi się spotkać z jej synem… Może może może – tyle właśnie mogę jej dać. Może żyje, a może nie żyje. Może to był wypadek, a może nie. Może mi przykro, a może to tylko ciekawość. Może angażuję się szczerze. A może brnę w to bojąc się o własną dupę.

Podobno psy najskuteczniej łąpią trop w niskiej temperaturze. Czy to oznacza, że w tak pięknych okolicznościach przyrody mam większe szanse? 😉

 
tagi:

~ - autor: jayson blair w dniu 20 lutego, 2007.

Komentarze 2 to “podjąłem trop”

  1. Spoko postąpiłeś!!!;]

  2. rracja:)

Dodaj komentarz