ty kovalsky!

Zawsze irytowali mnie ludzie, którzy podczas studiów gorliwie notowali na wykładach „tematy do sprawdzenia” łudząc się, że wykładowca podrzuca najprawdziwsze sensacje. To była jakaś taka dziwna zapalczywość połączona z brakiem jakiegokolwiek doświadczenia i wielkim głodem sukcesu, do tego mocno napushowane piątkami w indeksie mniemanie o sobie… Wieczna gotowość na godne podjęcie orszaku redaktorów naczelnych, którzy po obronie mieli pojawić się na schodach instytutu i wskazać z namaszczeniem – „Ty Kowalski”.

Nic takiego nie nastąpiło. Nie było trzęsienia ziemi. Z nieba nie padały gromy. Zasililiśmy grono gotowych na wszystko stażystów. ..przynajmniej Ci, którzy nie pracują jako kelnerzy i hostessy.

Na żadnych dziennikarskich studiach, stażach, praktykach, wymianach, niewiemjeszczegdzie, nie uczy się podstawowych rzeczy – szacunku dla słowa i świadomości, że porażka nie jest dobrem ekskluzywnym. Ilu jest takich dziennikarzy, którzy pamiętają, że bzdura podniesiona nawet do najwyższej rangi pozostanie tylko bzdurą?

Mam nadzieję, że kiedy ci wszyscy redaktorzy spuszczą z łańcucha korektorów (a zrobią to na pewno) – ci nie skoczą mi do gardła. Nie winię ich. Naprawdę. Jestem przecież chłopcem, który wzywał pomocy, kiedy nie było wilka. Smarowałem swoim krzykiem pięciocentymetrowe nagłówki. Mea culpa.

Btw: ach te okrągłe zdania… LOL

 
tagi:

~ - autor: jayson blair w dniu 8 lutego, 2007.

Dodaj komentarz